Relacja z Międzynarodowych Mistrzostw Polski w Klasie Omega

A więc nadszedł czas na zwieńczenie debiutanckiego sezonu, czyli czterodniowe regaty o Międzynarodowe Mistrzostwo Polski w Klasie Omega i Puchar Ziem Zachodnich w Sławie w dniach 1-4 września 2011. Nasza załoga – Orvaldi Sailing Team przed finałem Pucharu Polski plasowała się na 8 pozycji w klasyfikacji generalnej, ale zgodnie z regulaminem Omega Cup, do wyniku ostatecznego liczyć się ma tylko 7 najlepszych rezultatów, co sprawiło, że realnie walczyliśmy w Sławie o lokaty 9-12 na koniec sezonu. Z jednej strony byliśmy blisko realizacji celu na debiutancki sezon, a z drugiej za plecami czychali na nas wymagający rywale – załoga Yacht Clubu Politechniki Lubelskiej, rutynowany i zawsze świetnie dysponowany Jerzy Nadolny na Białym Szkwale, oraz ekipa KS Turów Zgorzelec.

Na pierwszy dzień – czwartek, organizatorzy przewidzieli 10-godzinne pomiary jachtów, tak, aby każdy był idealnie klasowy – co świadczy o poziomie klasy. W piątek, sobotę i niedzielę miało zostać rozegranych 12 wyścigów. Odpowiednio dziennie 5, 5, 2, z możliwością rozegrania każdego dnia o 2 wyścigi więcej.

Podczas pomiarów sprawdziliśmy z sędzią mierniczym niemal każdy element naszego jachtu. Wagę, wysokość umocowania bomu, długość wytyku do fału spinakera, długość spinakerbomu, opaski, powierzchnię żagli, długość płetwy sterowej i mieczowej. Okazało się, że mamy sporo rezerw, zwłaszcza w wadze i elementach związanych ze spinakerem, co oznacza, że w zimie możemy trochę zmodyfikować naszą łódkę do szybszego pływania. Niestety wyszło, że mamy2 cmza długą płetwę sterową. Nie byliśmy jedyną załoga z tym mankamentem. Niektóre ekipy musiałby wręcz spiłowywać płetwę, nam udało się podłożyć ponad1 cmpodkładek i niniejszym jacht spełnił wszystkie wymogi dopuszczenia do regat. Tak samo jak 57 pozostałych załóg w klasach Omega Sport i Standard, które zgłosiły się do regat, pobijając niniejszym rekord frekwencji. Wieczorem zrobiliśmy sobie krótki trening zapoznawczy z jeziorem i w pozytywnych nastrojach czekaliśmy na piątkowe wyścigi.

Drugi dzień regat, a pierwszy żeglowania przywitał nas piękną, słoneczną, wakacyjną pogodną, bez ani tchnienia wiatru… Niestety zarówno prognozy, jak i nasz żeglarski instynkt nie zapowiadały, że coś może się zmienić. Pomimo to jednak otaklowaliśmy łódkę i po oficjalnym otwarciu regat, przeczekaliśmy na brzegu aż do godziny 16, kiedy to sędziowie ostatecznie odroczyli wyścigi do następnego dnia. Wypada podkreślić, że w tej niezbyt żeglarskiej aurze, organizatorzy wspaniale zadbali o zawodników, prowadząc publiczne zapoznanie się na scenie ze wszystkimi startującymi ekipami, oraz ciekawe koncerty i poczęstunki.

Sobotnie warunki, niestety do złudzenia przypominały te piątkowe, jednak sędziowie postanowili rozegrać kamerowany wyścig medialny – o puchar firmy „Jędrek”, w którym klasy sport i standard startowały razem, przy czym klasa sport miała nie używać spinakera i trapezów. 57 jachtów na jednym starcie – to zdarza się naprawdę rzadko. Niestety w wyniku tego, że wiało bardzo słabiutko, jeśli można w ogóle powiedzieć, że wiało, większość jachtów już na starcie utworzyła „tratwę”, z której co najwyżej 3-4 załogi wybiły do przodu. W takich warunkach staraliśmy się przede wszystkim znaleźć czysty wiatr. Udało się to dopiero po górnej boi, na którą dotarcie zajęło większości stawki niemal pół godziny. W miarę szybko udało nam się osiągnąć boję nr. 2. Za nią, powstała ok. 30 jachtowa „tratwa”, więc postanowiliśmy ominąć ją, żeglując pod brzegiem. To wydało i do 4 boi dojeżdżaliśmy już w pierwszej dwudziestce. W tym momencie Komisja Regatowa podjęła decyzję o skróceniu trwającego ponad godzinę wyścigu i ustawiła metę przy 4 właśnie boi. Dostaliśmy się na nią wtaczając w kolejnej „tratwie”, która przypominała peleton rowerowy. Wyścig ten zwyciężyła legenda polskiego żeglarstwa – Romuald Knasiecki. Reszty wyników komisja nie spisała, ale w naszym odczuciu zajęliśmy miejsce pomiędzy 10, a 15. W tak ogromnym tłoku ciężko było to ocenić. Po wyścigu medialnym wróciliśmy do portu i pomimo, że Komisja wyciągała zawodników jeszcze raz na wodę, wiatr nie pozwolił na rozpoczęcie rywalizacji o Mistrzostwo Polski.

W niedzielę miało wiać i wszyscy zawodnicy spodziewali się rozegrania 4 wyścigów. Tak się stało. Już ze spinakerami i trapezami, Omegi Sport ruszyły do rywalizacji. Presja prestiżu zawodów, finału sezonu, jednodniowość i brak możliwości poprawy, oraz bardzo duża liczba startujących mocno mieszała w poszczególnych wyścigach. Naszym największym przeciwnikiem okazały się glony. Podczas pierwszego wyścigu dwukrotnie wyjmowaliśmy ster i miecz na halsówce, wypuszczając sterty zielska, które dostawały się tam pomimo intensywnej obserwacji wody. Przez to z czołowej dziesiątki w pewnym momencie spadliśmy na sam koniec. Jednak na ostatnie 2 boki trapezu pech nas opuścił i wysforowaliśmy się na 17 miejsce, zostawiając za sobą 9 łódek. Drugi wyścig stał pod znakiem średniego startu, próby znalezienia czystego wiatru i bez szczególnych rotacji ponownie byliśmy siedemnaści. W trzecim biegu udało nam się bardzo dobrze wystartować. Pierwszą halsówkę płynęliśmy w czubie, czystym wiatrem, taktycznie w okolicach lewej strony, tak jak sobie założyliśmy. Niestety przy wjeździe na górną boję w tłoku i niewłaściwie interpretujących przepisy regatowe zawodnikach, nastąpiła sytuacja kolizyjna, w wyniku której musieliśmy odpaść, przepuścić sporo jachtów i skończyło się na lokacie dwudziestej. Ostatni wyścig był pierwszym, w którym można powiedzieć, że załapaliśmy właściwy rytm. Udało się uniknąć glonów, sytuacji kolizyjnych i zrealizować większość założeń taktycznych. Wystarczyło to na 15 miejsce, choć na samej mecie, niewiele zabrakło nawet do 12 pozycji.

Po jednej odrzutce, ostateczny efekt to 19 pozycja. Liczyliśmy na więcej, ale spaliło nas trochę poczucie, że wszystko odbędzie się w jeden dzień, że każdy wyścig jest na wagę złota, a jednocześnie ranga, poziom i liczebność regat były zdecydowanie najwyższe w całym sezonie – oprócz stałych zawodników z klasy Omega startowało wielu byłych mistrzów Polski z Omegi i innych klas, oraz zawodnicy z Polish Match Tour’u. Na pocieszenie pozostaje fakt, że dla 5 załóg z top10 Pucharu Polski zabrakło miejsca w pierwszej dziesiątce, a tacy faworyci jak Tomek Micewicz, czy Andrzej Szynkiewicz znaleźli się na jej końcu.

Tegoroczne wyniki pozwoliły załodze Orvaldi Sailing Team w składzie Jan Domański, Barbara Górnikowska, Patryk Witkowski z 279,3 punktami zająć 10 miejsce na 43 sklasyfikowane ekipy w Pucharze Polski w klasie Omega Sport. Dzięki temu otrzymaliśmy zaproszenie dla 12 wybranych załóg na pierwsze po dłuższej przerwie Meczowe Mistrzostwa Polski w Klasie Omega, które odbędą się w dniach 10-11 września w Złotej Górze na jeziorze Brodno Wielkie.

Na koniec chciałbym złożyć serdeczne podziękowania za wsparcie naszemu sponsorowi, firmie Orvaldi Adventure: http://orvaldi-adventure.pl/pl/.

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*