Piekielnie mocny wiatr, bardzo wysoki poziom, ekscytująca rywalizacja i ogrom doświadczeń czyli Mistrzostwa Świata klasy 505
Piekielnie mocny wiatr, bardzo wysoki poziom, ekscytująca rywalizacja i ogrom doświadczeń czyli Mistrzostwa Świata klasy 505
Relacja z regat w Weymouth rozegranych w dniach 27.07-05.08.2016
Po zeszłorocznym, pełnym wartościowych doświadczeń występie na Mistrzostwach Europy w Varbergu, bardzo chcieliśmy w tym roku wykonać kolejny krok i pojawić się na Mistrzostwach Świata. Rozgrywały się one w wyjątkowym miejscu, bowiem w brytyjskiej miejscowości Weymouth, akwenie regat olimpijskich Londyn 2012.
Impreza ta jest szczególnie wartościowa pod wieloma względami. Można na niej spotkać najlepszych zawodników z całego świata, porozmawiać z nimi o żeglarstwie, uzyskać cenne porady i obejrzeć najlepsze rozwiązania sprzętowe. Bardzo dużo ciekawych informacji, nie tylko kibicom, dostarczają także narzędzia służące do analityki danych stosowane przez wieloletniego sponsora klasy 5o5 firmę SAP. Zapewnia ona system pozwalający śledzić prędkość i kurs każdej z załóg i dzięki temu znacznie lepiej rozumieć wydarzenia rozgrywające się na wodzie. Następnie, mając zdecydowanie szerszą perspektywę, można porównać tracking z obserwacjami wyniesionymi podczas wyścigu. Arcyważnym doświadczeniem jest także żegluga na trudnym, morskim akwenie, przy zdecydowanie mocniejszych warunkach wiatrowych niż te spotykane w Polsce, dużej fali, a także możliwość obycia się w gronie ponad 140 załóg. Przy tak licznej flocie, nawet drobne błędy w manewrach, czy chwilowa dekoncentracja potrafią kosztować kilkadziesiąt miejsc lub poważną kolizję. Występ w tych regatach jest więc bezcennym doświadczeniem, pozwalającym bardzo mocno podnieść swoje umiejętności. Wreszcie, jest to też wyjątkowe wyzwanie pod względem psychoficznym, ponieważ wyścigi Mistrzostw Świata są dłuższe, niż te rozgrywane w kraju i trwają pomiędzy 75, a 110 minut.
Wyjazd naszej załogi w tym roku, podobnie zresztą, jak w roku poprzednim, z racji sporych kosztów, był uzależniony od uzyskania wsparcia sponsoringowego. I po raz kolejny okazał się możliwy, dzięki pomocy firmy KPMG (http://www.kpmg.com/pl), której na wstępie serdecznie dziękujemy!
W regatach tych, z przyczyn niezależnych, nie mógł wystąpić Konrad, jednak udało mi się znaleźć godne zastępstwo w osobie Kacpra Kaczmarka, Wicemistrza Polski w klasie 505 z roku 2015.
Do Anglii, wyruszyliśmy w słoneczny poniedziałek, 25 lipca, z samego rana. Na miejsce dotarliśmy niemal dobę później, totalnie wyczerpani, stąd wtorek musieliśmy przeznaczyć na odespanie podróży, potwierdzenie rejestracji do regat oraz pomiar sprzętu, który zajął niemal 1,5 godziny i na trening zabrakło już czasu.
Regaty Pre Worlds
Dobrą tradycją przed międzynarodowymi regatami rangi mistrzowskiej są regaty próbne. W tym przypadku były one połączone z Mistrzostwami Anglii i trwały dwa dni, podczas których zaplanowano 5 wyścigów. Występ w nich pozwala zapoznać się ze specyfiką akwenu, w tym m.in. wysokością, długością i kierunkiem fali, która akurat w Weymouth jest bardzo wyjątkowa. Ponadto można poznać standardowe zmiany wiatru oraz „otrzaskać się“ w szerszym gronie rywali i przećwiczyć charakterystyczny dla Mistrzostw Świata i Europy 505 start z bramy, wspólny dla wszystkich załóg. W regatach Pre-Worlds udział wzięło 101 załóg.
Nim jednak rozpoczęliśmy regaty, od wyjścia z portu do akwenu startowego trzeba było żeglować niemal 40 minut na spinakerze, przy wietrze o sile ok. 10 węzłów. Pierwszy wyścig ukończyliśmy na 86 miejscu. Start poszedł nam umiarkowanie, następnie, zarówno na halsówkach, jak i na kursach pełnych skupialiśmy się na uciekaniu ze stożków rywali i żeglowaniu czystym wiatrem. Druga odsłona rywalizacji wyszła niestety słabiej, ponieważ w dość dużym, tłumie, wraz z kilkunastoma innymi łódkami, nie znając jeszcze dobrze trasy, która miała kilka wariantów, ominęliśmy niewłaściwą dolną boję i musieliśmy się wycofać z wyścigu. Na tym zakończył się dzień pierwszy.
Drugiego dnia zaplanowano trzy wyścigi. W pierwszym z nich, już bardziej obyci, wystartowaliśmy zdecydowanie lepiej i po niezłym żeglowaniu zajęliśmy 77. lokatę. Jednak wiatr się mocno wzmagał i podczas startu do drugiego wyścigu było to już mocne 5, a nawet 6 st. w skali Beauforta. Żeglowało się bardzo trudno, a pokonanie fali wymagało niezmiernie dużo koncentracji. Każdy błąd, był brutalnie karany, ponieważ zalewała nas fontanna arcysłonej wody, powodującej pieczenie oczu. Co gorsza, aby nie ryzykować kolizji z rywalami, zachowywać szybkość i lepiej wchodzić na kolejne fale, od tych bryzgów nie mogliśmy się odwracać, więc bezlitośnie zalewały nam usta powodując nieprzyjemny odruch wymiotny, który stał się dla nas symbolem każdej niemal halsówki na tych MistrzostwachJJednak ambitnie dawaliśmy sobie radę aż do głośnego trzasku… Szybko okazało się, że od napięcia i spracowania, urwało się ucho od obciągacza bomu. Postanowiliśmy kontynuować rywalizację, choć bez tej ważnej regulacji, nasza łódka zachowywała się bardzo niestabilnie. Sprawa jednak była na tyle poważna, że nie ustrzegliśmy się wywrotki. Po postawieniu boata, widząc, że wiatr dalej się wzmaga, zdaliśmy sobie sprawę, że kurs spinakerowy będzie skrajnie niebezpieczny. Mając świadomość czekających nas właściwych Mistrzostw Świata zdecydowaliśmy się wrócić do portu. Niestety zaowocowało to wycofaniem się z dwóch wyścigów.
Mistrzostwa Świata
Dzień 1
Po dniu odpoczynku, właściwe Mistrzostwa Świata rozpoczęły się w sobotę 30 sierpnia. Na początek zaplanowano dwa wyścigi. Wiatr jeszcze nie był zbyt mocny, w okolicach 2-3 st. Beauforta. Mocno skoncentrowani, wystartowaliśmy bardzo ryzykownie, omijając motorówkę chroniącą Pathfinder’a oraz wantę jachtu zawietrznego o przysłowiową „żyletkę“. Wyszło całkiem nieźle i dzięki temu pierwszą halsówkę kończyliśmy na miejscu 59. Udało nam się też dobrze ustawić łódkę, nie odstawaliśmy szybkością, choć czuliśmy braki związane z prowadzeniem jachtu na takim akwenie. Jeszcze lepiej poszedł nam kurs spinakerowy, na którym awansowaliśmy na 56 pozycję. Niestety przy jednym ze zwrotów podczas drugiej halsówki, wyrwała się knaga od aftshitting‘u, regulacji służącej do ustawiania bomu grota, przez co zaczęliśmy tracić ostrość i szybkość. Mając jeszcze całkiem spory dystans do pokonania, zdecydowaliśmy się zrobić na szybko supeł, który pozwoliłby na sztywno przyciągnąć bom do osi jachtu, ale naprawy kosztowały nas utratę kilkudziesięciu miejsc i wyścig zakończyliśmy jako 92 załoga. Drugi start poszedł znacznie gorzej, popełniliśmy także spory błąd taktyczny przy górnej boi, podchodząc do niej zbyt ostro. W efekcie armada jachtów „odpalających“ spinakery przykryła nas i na kilka minut niemalże stanęliśmy, odbierając cenną nauczkę, aby przy tak licznej flocie wchodzić ponad layline boi i unikać strefy ciszy, jaka się tam tworzy. Kurs pełny również nie okazał się łaskawy, ponieważ urwał się skrót nawietrzny do prowadzenia spinakera, co kosztowało nas kolejne miejsca. W efekcie tylko 115 lokata.
Dzień 2
Po wieczornych naprawach, do niedzielnego wyścigu przystąpiliśmy z celem poprawienia rezultatów z dnia poprzedniego. Gdy po 30 minutowej jeździe na spinakerze dopływaliśmy do trasy regat, strzeliła nam guma podtrzymująca spinakerbom. Próby jej naprawienia na wodzie spełzły niestety na niczym, pochłaniając jednocześnie cenny czas przed startem. Z tego powodu nie najlepiej weszliśmy w wyścig i musieliśmy cały czas gonić rywali żeglując w zakłóconym wietrze, z którego ciężko było się uwolnić. Ostatecznie zajęliśmy dopiero 104 miejsce.
Dzień 3
Wierzyliśmy, że trzeci dzień regat przyniesie poprawę rezultatu. W dwóch planowanych wyścigach miało się rozwiewać od 2 do 5 st. Beauforta, co dla nas było dobrym prognostykiem, tzn. wiatr porządny, ale taki, z którym sobie radzimy. Pierwszy start poszedł średnio. Brakuje nam jeszcze powtarzalności przy startowaniu z tzw. bramy. Niestety nie jest łatwo ją wyrobić, ponieważ w Polsce ta forma rozpoczęcia wyścigu nie jest stosowana i ćwiczyć ją można tylko za granicą. Żegluga na trasie była już lepsza, szybkościowo nie odstawaliśmy od rywali z każdym bokiem trasy nadrabiając kilka miejsc. Niestety i tym razem pech nas nie opuścił i podczas bardzo ładnej połówki spinakerowej, kiedy byłem skupiony na mijaniu następnego rywala Kacper poinformował mnie, że nie dobrałem fału spinakera… Pomimo iż bardzo chciałem, aby było to moje niedopatrzenie, okazało się, że przetarła się owijka i większość rdzenia liny. Oznaczało to, że knaga nie była w stanie utrzymać żagla, a próba zamocowania fału na sztywno rodziła ryzyko zerwania lub bardzo długiego manewru zrzucania, który i tak kosztowałby nas sporo miejsc. Jednak nie chcąc się poddawać żeglowaliśmy dalej, obserwując postępujący zjazd spinakera w dół… Nie udało się nawet dopłynąć do dolnej boi, kiedy spinaker wpadł do wody i musieliśmy się pogodzić z tym, że jednak trzeba będzie go zrzucić. Chcieliśmy jeszcze podjąć próbę reanimacji i dalszej walki, ale tuż przed zrzutem urwał się też bloczek od skrótu, co ostatecznie uniemożliwiło korzystanie ze spinakera. Ostatni kurs z wiatrem toczyliśmy się na samym grocie i foku, kończąc na pozycji 121, z poczuciem radości, że nadal jeszcze ktoś płynie za nami… Nie mając już czasu na powrót do brzegu i wymianę fału, próbowaliśmy przed kolejnym wyścigiem znaleźć kogoś, kto akurat miałby zapasowy fał, ale ten akt desperacji na nic się zdał i piąty start musieliśmy potraktować treningowo. Wystartowaliśmy poprawnie i pierwszy znak mijaliśmy na pozycji 88. Tam, widząc gwałtownie wzmagający się wiatr oraz mając świadomość, że dwa kursy z wiatrem i jeden połówką, to zbyt dużo, aby bez spinakera nie zostać wyprzedzonym, podjęliśmy decyzję o powrocie do portu, żeby dokonać napraw i zachować siły na kolejne dni, podczas których siła wiatru miała już znacząco wzrosnąć.
Dzień 4
I wzrosła. Już w poniedziałek wieczorem, opuszczając port, widzieliśmy solidne, metalowe maszty flagowe, gnące się jakby były z gumy. Zgodnie z rekomendacją organizatorów regat, nasz jacht przywiązaliśmy do specjalnie przygotowanych łańcuchów na podłożu, aby wiatr go nie zabrał, ani nie wywrócił. Słusznie zrobiliśmy, ponieważ w nocy oraz kolejnego dnia, przekraczał 8 st. Beauforta. Szczęśliwie w ten sztorm na wodę schodzić nie musieliśmy, ponieważ trafiło akurat na planowany Lay Day – dzień przerwy. W środę, czwartego dnia rywalizacji miało już być lepiej… I z początku było. Szósty wyścig regat rozpoczynaliśmy przy ok. 5 st. Beauforta, ale siła wiatru bardzo szybko zaczęła rosnąć. Przedsmak tego, jak trudno będzie poczuliśmy na starcie. Tuż po tym jak zebraliśmy żagle i rozpędziliśmy się osiągając gotowość do przepłynięcia za zbliżającym się Pathfinder’em otwierającym linię, przed naszym dziobem przewróciła się jedna z załóg, kadłubem w poprzek trasy. Przez to musiałem mocno odpaść, choć i tak Kacper dosłownie straciłby głowę, gdyby nie bardzo ekwilibrystyczny unik dziobu rywali. Niestety ten manewr, choć konieczny, zupełnie zepsuł nam start i spadając w stożek rywala, straciliśmy bardzo dużo. Wzmagający się wiatr szybko zweryfikował nasze cele. W połowie halsówki udało nam się pochylić maszt w zasadzie maksymalnie do tyłu. Wszystkie inne regulacje również ustawiliśmy na najmocniejsze możliwy wiatr, a mimo to, żeglując na samym foku, z zupełnie luźnym grotem mieliśmy duże problemy aby wybalastować naszą 5-tkę. Jednak największe wrażanie wywarło na nas to, co zobaczyliśmy wchodząc na kurs z wiatrem… Prawdziwe pogorzelisko kilkudziesięciu wywróconych łódek! Żeglując w wariackim ślizgu, z prędkością pewnie ponad 30 km/h, marzyliśmy tylko aby się z nikim nie zderzyć, nie wpaść na żadną z przewróconych łódek i nie dołączyć do grona załóg ze złamanymi masztami oraz podartymi żaglami holowanych do portu. Wystarczyłaby sekunda dekoncentracji naszej lub okolicznych rywali. Jak wyroku wyczekiwaliśmy momentu do zrobienia koniecznego zwrotu przez rufę, odgarniając nieustannie słoną wodę bryzgającą twarz, do oczu i ust. W końcu się zdecydowaliśmy i udało się, z dość dużą kontrolą wykonać manewr. Czuliśmy, że wchodzimy do czołowej 50tki, ale jednak niestety i na nas przyszedł moment. Schodząc z ponad 2 metrowej fali, choć byliśmy już bardzo z tyłu łódki, to nie cofnęliśmy się dostatecznie daleko… To co się wydarzyło, doświadczyliśmy obaj po raz pierwszy w życiu. Nasza łódka wykonała fikołka przez dziób. Wbiliśmy się dziobem głęboko w dolinę fali, która wciągnęła nas na tyle mocno, że uderzyliśmy przodem masztu o falę, a łódka stanęła rufą do góry. Następnie rufa opadła na wodę nakrywając nas i wpychając pod łódkę i pod wodę. Szczęśliwie obaj, nurkując, wyplątaliśmy się spod podwodnego makaronu lin i zabraliśmy czym prędzej do stawiania boata. Przy takiej fali było to bardzo trudne, zwłaszcza, że trzeba było jeszcze odplątać spinakera z masztu. Po kilku minutach ciężkiej walki postawiliśmy łódkę i ruszyliśmy dalej w trasę. Niestety, szybko okazało się, że grot jest na tyle podarty, że nie tylko nie możemy kontynuować wyścigu, ale nasze szanse na samodzielny powrót do portu także są niewielkie. Choć co prawda się udało, to po zejściu na brzeg zauważyliśmy, że podarty jest, choć nieznacznie, także spinaker.
Cóż, maksymalny zmierzony tego dnia szkwał to 36 węzłów (ok. 65 km/h), czyli 8 st. w skali Beauforta, a wyścigu nie ukończyło ok. 50 załóg. Na lądzie sporo złamanych masztów i żagli podartych niemal do zera. Co więcej można napisać? Choć kosztowne, to przeogromne ważne doświadczenie. Co prawda wyścigu nie ukończyliśmy, ale 3 godziny spędzone na wodzie w takich warunkach hartuje człowieka i jest przeżyciem bezcennym, zapamiętamy je z pewnością do końca życia.
Dzień 5
Miało być lepiej, miało wiać mniej… Jednak już dopłynięcie do trasy regat zajęło 30 minut pełnego ślizgu na spinakerze. Jazda niesamowita, szybkość kosmiczna, a ląd przewijał się jak na filmie w przyspieszeniu. I tym razem nie obyło się bez drobnej awarii – wypadł młoteczek od trapezu, jednak dzięki wsparciu motorówki jednego z trenerów szybko uporaliśmy się z problemem. Zabawa zaczęła się dopiero na starcie. Od razu ustawiliśmy się na najmocniejszy wiatr i nie była to przesada. Naszym celem było przepłynąć wyścig nie niszcząc sprzętu. Za górną boją zastaliśmy nas podobne pobojowisko jak dnia poprzedniego. Zdecydowaliśmy się nie poddawać i postawić spinakera, jednak coś się zaplątało przy bomie i w tych warunkach nie byliśmy w stanie tego naprawić. Dołączyliśmy więc do grona kilkudziesięciu rywali, którzy także zrezygnowali z trzeciego żagla, aby tylko dokończyć wyścig masztem go góry. Jednak po zwrocie przez rufę, wydało nam się, że kontrolujemy przebieg wydarzeń i sportowa ambicja zagnała nas do powtórnej próby postawienia spinakera. Niestety w trakcie stawiania, w jedynym momencie, kiedy stawiając spina, jestem na tej łódce na stojąco, przyszedł piekielnie mocny szkwał, żagiel zapracował i nasz boat wyfrunął spode mnie… Albo to mnie wyrzuciło do tyłu… Niemniej jednak zakończyło się to wywrotką, zaraz później następną i biorąc pod uwagę fakt, że wiatr się dalej wzmagał, fok zaczynał drzeć przy liku tylnym, a bardzo dobry grot po poprzednim dniu czekał w porcie na przerobienie na torby… Uznaliśmy, że mądrą decyzją w tym momencie jest powrót do brzegu i zachowanie sprzętu na rywalizację o podium Pucharu Polski, na które w tym sezonie mamy realne szanse. Kosztowało nas to niestety dwa wyścigi, ale cóż… I tak po raz kolejny spędziliśmy na wodzie niemal 3 godziny przy wietrze o sile ponad 50 km/h, biorąc cenną naukę od wiatru i morza.
Dzień 6
Na ostatni, wieńczący regaty wyścig, znacząco osłabło, tzn. do ok. 10-14 węzłów. W zdecydowanie bardziej naszych warunkach chcieliśmy ładnie zakończyć nasz występ. Jednak i tym razem, tuż przed startem trzasnęło i… Naprawiona knaga od aftshittign’u urwała się ponownie. Choć Kacper szybko zawiązał regulację na sztywno, znów nie najlepiej weszliśmy w procedurę. Eksperymentalnie, postanowiliśmy wybrać też lewy skraj linii startu, tuż przy Komisji Sędziowskiej. Choć start był lekko spóźniony, to zaczęliśmy sporo zyskiwać, gdyż po tej stronie wiało wyraźnie mocniej, przyszła też mocna okrętka w prawo i okazało się, że jesteśmy przehalsowani – wypłynęliśmy za wysoko nad boję i nadłożyliśmy ponad 100 metrów trasy. W konsekwencji górny znak mijaliśmy jako załoga 117. Sporo nadrobiliśmy na spinakerze, dobrym wyborem trasy, awansując do czołowej 70tki. Jednak później popełniliśmy dwa błędy wynikające z braku doświadczenia wśród tak licznej floty. Najpierw zbyt szeroko mijaliśmy dolną boję, w związku z czym musieliśmy ustąpić jachtowi wewnętrznemu, a jako, że krycie jest przechodnie… To jeszcze następnych 20stu i straciliśmy ponad 100 metrów. Potem jeszcze daliśmy się przykryć defiladzie spinakerów na połówce i w efekcie skończyliśmy regaty miejscem 94.
Podsumowanie
W rezultacie, po ukończeniu 5 z 9 wyścigów Mistrzostw Świata zajęliśmy 116 lokatę. Jest to wynik zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań, ale nie wracamy ze spuszczoną głową. Przez te 1,5 tygodnia nauczyliśmy się bowiem bardzo wiele, przeżyliśmy ogromne emocje i niesamowitą frajdę w warunkach, z którymi nigdy wcześniej nie przyszło nam się mierzyć oraz usłyszeliśmy ogrom cennych porad od najlepszych na świecie. Tylko będąc na takich regatach, można zdobyć bezcenne doświadczenie, które pozwala podnosić umiejętności i właściwie przygotować sprzęt, aby w latach kolejnych regularnie być w pierwszej połowie stawki międzynarodowych regat i czołówce Polski, co jest naszym celem.
Na zakończenie relacji chciałbym bardzo podziękować, przede wszystkim Kacprowi, za ciężką pracę na trapezie, ze spinakerem, przy stawianiu łódki i naprawach sprzętu;) Oraz za kierownicą, ponieważ zarówno dobowy dojazd, jak i powrót z regat łatwe nie były.
Swoje podziękowania kieruje też do chłopaków z kadry, za udostępnienie noclegu, wsparcie poradą i wspólne wieczory.
No i wielki szacun dla firmy KPMG!! (http://www.kpmg.com/pl) Gdyby nie wsparcie naszego sponsora, po prostu nie byłoby nas na Mistrzostwach Świata i nie mielibyśmy tak komfortowych warunków do żeglarskiego rozwoju.
Zapraszamy też do przejrzenia:
Wyniki regat:
Worlds:
Pre-worlds:
http://www.sailwave.com/results/WPNSA/2016_505_UK_Nationals/Overall_Event.htm
Nasza galeria zdjęć z regat:
https://www.facebook.com/pg/Domanskisailingteam/photos/?tab=album&album_id=1128792833858386
Wideorelacje i galerie zdjęć przygotowane przez organizatorów regat
Film podsumowujący regaty: https://www.youtube.com/watch?v=kIZtHC8gA4o&feature=youtu.be
Pre Worlds:
1st Day:
Zdjęcia:
2nd Day:
Worlds:
1st Day:
Skrót filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=8uFk2fByqH8
Film pełnometrażowy: https://www.youtube.com/watch?v=wzfCguPxdbA
2nd Day:
Skrót filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=EHWJgBWddsw
Film pełny: https://www.youtube.com/watch?v=wg6WhHSMjBE
3rd Day:
Skrót filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=RBBhxfWuBBs
Film pełny: https://www.youtube.com/watch?v=DwOmb0lKfT8
4th Day:
Skrót filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=_K3DrQsQ1UM
Film pełny: https://www.youtube.com/watch?v=YFmYInxaWwQ’
5th Day:
Skrót filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=5owGIknSk-M
Film pełny: https://www.youtube.com/watch?v=X0BG7CyzFGc
6th Day:
Film pełny: https://www.youtube.com/watch?v=OOxB2zxapuo
Zapraszamy na naszego Facebooka oraz bloga:
https://www.facebook.com/Domanskisailingteam
http://domanskisailingteam.sails.pl/
Do zobaczenia na kolejnych regatach!!